Natchnienie w Pismie Świętym

W języku teologicznym wyraz natchnienie (inspiratio) oznacza zawsze działanie nadprzyrodzone Boga na stworzenie rozumne. Natchnienie odnośnie do Biblii jest działaniem bożem, nadprzyrodzonem, wywieranem w sposób szczególny na autorów naszych Ksiąg świętych wskutek, którego też księgi mają prawdziwie Boga za autora. Dość tu będzie przytoczyć - sądzimy - myśl tę jasno wypowiedzianą przez Koncylium Watykańskie: "Kościół przyjmuje te księgi Jako święte i, kanonicznczne… przeto że, będąc napisane pod natchnieniem Ducha św., mają Boga za autora i jako takie przekazane zostały Kościołowi."

W istnienie ksiąg natchnionych przez Boga wierzyli zrazu i przyjmowali je żydzi, następnie chrześcijanie wszystkich wieków. Dziejopis Józef, współczesny Chrystusowi, człowiek wykształcony, odpowiada swemu przeciwnikowi - poganinowi - (Contra Apion. I, 78): "Nie ma u nas niezliczonej ilości ksiąg niezgodnych i wzajem sobie przeczących, lecz jest ich 22 tylko, zawierających dzieje przeszłości, które słusznie poczytywane są za boskie (τά δικαίος θεία πεπιστεομένα)." Filon, inny kapłan żydowski z tejże epoki, wyraża się nie mniej jasno: "wiadomo mi, że wszystko, co się zawiera w księgach (Mojżesza) ma wartość wyroczni; będę wszelako ściślejszym, rozróżniając przede wszystkiem i twierdząc, że niektóre z tych wyroczni są wypowiadane w imieniu Boga przez tłómacza bożego, inne są odpowiedziami Boga na postawione pytania, inne znowu są wygłaszane od osoby Mojżesza, natchnionego przez Boga." (De Vita Mos. wyd. Antw. str. 469).

Wedle świadectwa obu rzeczonych pisarzy, żydzi są tak przywiązani do tych pism, poczytywanych jako wyrocznie, że w ich obronie gotowi są od dzieciństwa ponieść wszelkie męczarnie, a nawet śmierć. Wiara chrześcijan, wypowiedziana naprzód przez boskiego Założyciela naszej religii, została sformułowana w sposób najbardziej stanowczy przez apostoła św. Pawła, który do Tymoteusza pisze: "wszelkie pismo od Boga natchnione pożyteczne jest i t. d." (πᾶσα γραφὴ θεόπνευστος) [2Tm 3.16]. Łatwemby było, przebiegając szereg wieków od apostołów aż do dni naszych, wykazać tę samą naukę stale uznawaną, przypuszczaną jako pewną i stosowaną przez Ojców i Doktorów Kościoła. Wszyscy czczą w Biblii słowo boże: każdy tekst Pisma ma dla nich powagę niezaprzeczoną; wszystko w tej księdze świętej nosi piętno prawdy nieomylnej. Herezye ile ich kolwiek było i najrozmaitszych, zgodne były jednak w uznawaniu, jako niewzruszonego dogmatu, natchnienia Pisma św. Nowinkarze XVI wieku dogmat ten kładli za podstawę całego swego systemu teologicznego. Dopiero od w. XVIII datują się ze strony niewiary owe napaści na tę prawdę udogmatyzowaną. Racyonalizm współczesny, otwarty wróg wszelkiego nadprzyrodzonego wpływu Boga na świat, odrzucił konsekwentnie istnienie a nawet możliwość natchnienia, by zaś odeprzeć zarzut zbytniej samowolności w negacyi, położył sobie za zadanie wynaleźć, szczególnie w samejże Biblii, dowody na rzecz swojej opinii.

Dla uzasadnienia nauki Kościoła dotyczącej natchnienia Ksiąg świętych musimy przedewszystkiem rozwinąć dokładnie pojęcie natchnienia.

Bóg jest autorem Ksiąg świętych. Taka jest formuła dogmatyczna, streszczająca naukę katolicką w tym przedmiocie. Lecz, wyrażając się w ten sposób, Kościół nie ma na myśli, że Bóg jest bezpośrednim autorem Biblii; Bóg używał pisarzów świętych jako narzędzi do jej napisania. Są więc w natchnieniu dwa żywioły: boski - przyczyna pierwotna, przednia, główna, i ludzki - przyczyna narzędna, poboczna. Księgi święte są zatem jakby wypadkową - zarowno prostą, jak podziwu godną, - działania bożego i działania ludzkiego. Bóg, za pomocą skutecznej pobudki, czy to zewnętrznej, czy wewnętrznej, skłania człowieka do pisania; objawia mu, w sposób mniej lub więcej szczegółowy, rzeczy, które chce jego ręką opisać;, a kiedy piszący pracuje nad wykonaniem tej myśli bożej, Duch Sw. czuwa i kieruje nim, by w jego piśmie nic nie wyszło poza obręb planu bożego. Mamy więc: pobudzenie do pisania; oświecenie umysłu (rozumu), aby zdołał pojąć to, co Bóg chce mieć opisanem; zdeterminowanie woli do pisania tego, co Bóg ma na widoku; czuwanie (nadzór, kierownictwo) nad tern, by wykonanie odpowiadało zamiarowi bożemu. Człowiek natchniony działa jako naarzędzie pod tym czworakim wpływem, ale pozostaje on w ręku Boga narzędziem żywem, obdarzonem rozumem i wolą, a Bóg, posługując się nim, nie odejmuje mu ani na chwilę używania tych obu władz duszy. Znaczy to, iż mu pozwala obejmować na swój sposób myśl bożą i wybrać dowolnie postać, pod jaką ją chce wyrazić: jedno tylko poręcza Bóg-autor, że myśl Jego wypowiedziana zostanie przez pisarza wiernie. Niekiedy, prawda, Bóg dyktuje piszącemu same słowa, któremi myśl Jego ma być wyrażona; ale zazwyczaj wybór słów pozostawiony jest człowiekowi pod kierunkiem i nadzorem (asystencyą) Ducha Sw. Myśli i niekiedy wyrazy, które Bóg zleca w ten sposób notować piszącemu, stanowią to, co kardynał Franzelin bardzo dobrze nazywa verbum formale: jest ono wynikiem natchnienia we właściwam znaczeniu, t. j. wynikiem działania Boga na władze tego człowieka; pochodzi ono od Boga samego, a człowiek jest tylko jego tłómaczem. Cała natomiast strona zewnętrzna: wyrazy, styl, układ szczegółów, stanowi verbum materiale, tak nazwane w języku scholastycznym, przeto że jest niby dzwonem (recypientem) zawierającym słowo wyszłe formalnie od Boga. To słowo materyalne nie jest wynikiem natchnienia właściwie tak nazwanego, czyli uprzedniego działania bożego; idzie ono z wolnego wyboru człowieka, kierowanego bądźcobądź i dozorowanego przez towarzyszące pisaniu działanie boże, dla którego przyjęto termin "asystencya." Tylko przez analogię i nie w sposób właściwy sama asystencya otrzymuje nazwę natchnienia o tyle, o ile stanowi część całości działania bożego, będącego natchnieniem w całej rozciągłości (inspiratio adaequata).

Niektórzy teologowie utrzymywali z dr. J. Jahn'em, że sama asystencya boska, otaczająca pisarza, układającego z własnej inicyatywy dzieło poczęte li tylko w jego umyśle, wystarcza, by to dzieło stało się księgą natchnioną, byle tylko następstwem tej asystencyi było uchronienie utworu ludzkiego od wszelkiego błędu. Ta księga, powiadają owi teologowie, jest księgą bożą; Bóg, chroniąc ją od błędu, wycisnął na niej pieczęć swej nieomylnej powagi. Teorya ta bywa powszechnie odrzucana przez szkoły katolickie, głównie dla tego, że nie odpowiada formule dogmatycznej, która głosi, że księgi święte mają Boga za autora. Asystencya boża wystarczałaby do przyznania księdze, w tych warunkach, napisanej, powagi bożej i nieomylnej, ale nie wystarcza, by taż księga stała się dziełem bożem.

Inni teologowie posunęli śmiałość dalej jeszcze. Twierdzili mianowicie, że księga staje się natchnioną przez Boga i zajmuje miejsce wśród Ksiąg świętych przez sam fakt aprobaty, ze strony Boga danej po ułożeniu księgi, t. j, jeżeli Bóg sam bezpośrednio, lub przez organ swój, Kościół, poświadczy, że książka napisana przez człowieka pozostawionego własnym siłom, wolna jest od jakiegokolwiek błędu. Wedle tej hipotezy Bóg nie ma wcale udziału w układzie książki, chociaż jej daje i poręcza niewzruszoną powagę. Koncylium Watykańskie potępiło tę opinię w następujących słowach: "Kościół uważa te księgi za święte i kanoniczne nie dlatego, by, będąc ułoźonemi li tylko przez talent ludzki, zostały następnie przyjęte przez Kościół, ani też dlatego tylko, że obejmują objawienie bez błędu, lecz dlatego, że będąc napisanemi pod natchnieniem Ducha Swiętego mają Boga za autora i jako takie zostały przekazane Kościołowi. Oczywista, Koncylium określa lakt natchnienia, pomijając szczegóły i sposoby, których Bóg mógł użyć dla zapewnienia powagi boskiej przedmiotom zawartym w Biblii.

Pomiędzy prawdami wypowiedzianemi w Biblii są takie, których autorowie święci nie mogli poznać za pomocą samych tylko sił naturalnych: natchnienie boże musiało im je objawić, by je mogli pismem utrwalić, Ale mnóstwo innych prawd, które głoszą i notują, albo było im znane z góry, albo przynajmniej mogło im być znane po odpowiedniem zastosowaniu ich zdolności. I tak, autor ksiąg Królewskich mógł doskonale znać szczegóły wydarzeń, które podaje; Mojżesz znał fakta, których był świadkiem i głównym działaczem. Jakąż tedy była rola natchnienia uprzedzającego w odniesieniu do prawd tej kategoryi? Kardynał Franzelin, dr. Schmid (De inspirationis Bibliorum vi et ratione p. 59 seq.) i inni są. zdania, że nie tylko Bóg skłaniał autorów świętych do pisania rzeczy, które znali, lecz, że przez światło nadprzyrodzone, udzielone ich umysłom, Wzniecał w nich na nowo wszystkie myśli, które oni następnie wyrażali piśmiennie, tak zgoła jak gdyby tych myśli nie byli pierwej w głowach mieli. W razie przeciwnym, mówią. ciż teologowie, Bóg nie byłby autorem tych ksiąg, które są tylko jednem pasmem myśli w nich za wartych. Inni teologowie, pod przewodem Bonfére'a, są mniej surowi. Bóg, mówią. oni, nie czyni nic napróżno. Nie jest przeto prawdopodobnem, iżby w sposób nadprzyrodzony budził na nowo w umysłach autorów świętych pojęcia, które tam istniały już wskutek przyczyn naturalnych. Wedle powszechnego rozumienia wyrazów, Bóg może być uważany za autora księgi, jeśli pobudza człowieka do pisania o danym przedmiocie i jeśli mu wskazuje ogólnikowo na rzeczy, znane już skądinąd, które ma wcielić do swej pracy. Czyż nie w ten sposób sporządzane bywają. naprzykład różne akta papieskie, które jednak wszyscy przypisują papieżom? Jedna i druga z tych opinii nadaje się według nas do przyjęcia, lecz pierwsza oczywiście lepiej odpowiada tradycyjnemu pojęciu o natchnieniu.

Do tego tradycyjnego pojęcia o natchnieniu należy nam jeszcze się zwrócić, aby oznaczyć rozciągłość natchnienia biblijnego. Czy każdy tekst, w skład Biblii wchodzący, jest tem samem natchniony i czy ma powagę niewzruszoną? Niektórzy uczeni, mimo swych katolickich uczuć, mniemają, że na to pytanie można odpowiedzieć dwojako: twierdząco, jeśli tekst jest doktrynalny, t. j. jeśli dotyczy wprost wiary lub obyczajów; przecząco, jeśli dany ustęp nie należy do wiary lub obyczajów, a to dlatego, mówią. ciż autorowie, że, skoro Bóg w natchnieniu nie ma innego celu, jeno nauczyć nas rzeczy koniecznych do zbawienia, to oczywiście Księgi święte nie potrzebują natchnienia w innych tekstach, tylko w tych, które się odnoszą do wiary lub moralności. Zgodnie z tą zasadą, niektórzy nie wahają się odmawiać natchnienia znacznej części historyi biblijnej; inni, oględniejsi, w całej treści tej historyi widzą głęboką naukę i w szatę typu przyodziane proroctwa nowego, ewangelicznego porządku. Ci ostatni pisarze ograniczają. się tern samem do przyjmowania Za nienatchnione niektórych drobnych szczegółów, które żwykle nazywają po łacinie obiter dicta, szczegółów obojętnych w stosunku do treści opowiadania, i nie mających dostrzegalnego związku z wiarą lub obyczajami. Jako przykład podają imię Nabuchodonozora w księdze Judith, płaszcz św. Pawła, pozostawiony w Troadzie i t. p.

Wielkim prejudykatem przeciwko temu rozróżnieniu, stawianemu pomiędzy tekstami natchnionemi i nienatchnionemi, jest ta okoliczność, że jest ono zupełnie obcem stylowi Ojców Kościoła i wszystkiemu, czego nas uczą. koncylia w przedmiocie Pisma św. Tak jedni, jak drugie, rozróżniają. dokładnie w Biblii rzeczy wiary i obyczajów od pozostałej odmiennej treści, ale to odróżnienie ma na względzie jedynie prawidło wykładu (tłómaczenia), bynajmniej zaś nie tyczy się natchnienia czyli powagi bożej. Teorya ograniczonego natchnienia jest zresztą nie do pogodzenia z formułą dogmatyczną: Bóg jest autorem wszystkich Ksiąg Stareqo i Nowego Testamentu i każdei po szczególe ich częsci; jest ona nawet w sprzeczności ze słowami św. Pawła: Omnis Scriptura divinitus inspirata (πᾶσα γραφὴ θεόπνευστος), których przekład właściwy brzmieć powinien: każdy ustęp Pisma jest przez Boga natchniony.

Ojcowie święci są jednomyślni w takiem pojmowaniu dogmatu natchnienia. Kiedy jakieś miejsce w Biblii, choćby najobojętniejsze samo w sobie, wydaje im się trudnem do wyjaśnienia lub do pogodzenia z innymi tekstami Pisma św., nigdy im nie przychodzi myśl podawania w wątpliwość boskiego pochodzenia onego ustępu. Owszem, św. Hieronim odpiera wprost tych, którży mniemali, że można wyłączyć od natchnienia tak zwane obiter dicta, jakie np. zawiera list do Filemona, a św. Jan Chryzostom jest nie mniej kategorycznym, kiedy broni boskiej powagi tablic genealogicznych i chronologicznych w Biblii. Oto godne uwagi jego słowa, cytowane przez Schmid'a (de Inspir. p. 23). "Niektórzy… , przeto że napotykają wyliczenie epok, lub katalog imion, pomijają je natychmiast i mówią, gdy im kto uwagę z tego powodu czyni: wszak ci to tylko imiona i nie masz tu nic, coby się odnosiło do kwestyi. Cóż to mówisz? Toż tu są słowa Boże (ό θεός φθέγγεται), a ty się ważysz mówić: nic w tych słowach nie ma do rzeczy!" Z tego wszystkiego wynika jasno, że wyjmować z pod natchnienia choćby naj drobniejszy tekst autentyczny Pisma św., znaczy to przekraczać szranki tradycyjnej nauki Kościoła.

Powyższe przedstawienie nauki katolickiej i teologicznej będzie dla nas wielką pomocą w odpieraniu zarzutów, stawianych przez niewierzących przeciw dogmatowi natchnienia Pisma św.

1. Racyonaliści zarzucają pozytywnej nauce Kościoła naprzód bezzasadność. Podobnie jak chrześcijanie, mówią oni, tak samo zwolennicy wszystkich religii, nawet najniedorzeczniejszych, chełpią się z posiadania Ksiąg świętych, którym przypisują boskie pochodzenie. Chińczycy mają księgi Konfucyusza, Indowie kodeks Manu i Wedy, mahometanie Koran. Niemasz więc powodu przyjmować raczej twierdzenie Kościoła, niż twierdzenie wyznawców innych religii.

Ten wniosek byłby poprawny, gdyby wszystkie owe religie mogły wykazać na swoją korzyść jednakowo silne pobudki wiary (motiva credibilitatis). Jest on natomiast oczywiście mylny, jeżeli sama tylko religia chrześcijańska przedstawia się w podwójnym charakterze prawdy i świętości. Jezus, jej założyciel, złożywszy niezbite dowody swego boskiego posłannictwa, ustanowił Kościół, a w tym Kościele nieomylne nauczycielstwo; od tego to nieomylnego nauczycielstwa, które wieki wiekom przekazywały, wzięli chrześcijanie wiarę w istnienie natchnienia i pojęcie o jego znaczeniu. Nie mogą tedy być w błędzie, trzymając się tej nauki.

2. Racyonalizm tuszy sobie, że z większym tryumfem nas pokona, udowadniając samąż Biblią, że ona nie jest wytworem działania Bożego, lecz owocem pracy czysto ludzkiej. Gdyby pisarze biblijni - tak brzmi zarzut - byli natchnieni, mieliby świadomość swego natchnienia, lub przynajmniej nie przypisywaliby swych pism działalności swych władz naturalnych. A jednakże tak czyni święty Łukasz w przedmowie do Ewangelii; tak czyni autor drugiej księgi Machabejskiej. Ten ostatni posuwa się aż do usprawiedliwiania wobec czytelnika ułomności swego dzieła. Czyż mógłby tak mówić bez wyraźnej bezbożności o książce, napisanej przez Ducha Św., który, podług was, natchnął wszystko w księdze, albo innemi słowy, czyż może sam Duch Swięty tłómaczyć się przed swem stworzeniem z niedostatków dzieła bożego?

Ta trudność, jedna z najbardziej upozorowanych w tej materyi, znika niebawem w świetle określeń, wyżej podanych. Zauważmy najpierw, że niema wcale potrzeby przypuszczać, aby autorowie mieli zawsze posiadać świadomość odbieranego przez siebie natchnienia. Kiedy pod wpływem działania bożego pisali rzeczy, które im były znane, mogli myśleć, że ich praca jest wynikiem działalności ich władz umysłowych, pozostawionych własnym siłom przyrodzonym. Czy tak się w danym wypadku rzecz miała ze św. Łukaszem i z autorem II księgi Machabejskiej? Nie chcemy ani przeczyć, ani twierdzić. Nie mamy potrzeby uciekać się do tego przypuszczenia, aby wyjaśnić ich sposób wyrażania się. Jeżeli św, Łukasz, wprzód nim zabrał się do pisania, wywiadywał się starannie o wszystkiem, co zaszło od początku życia Jezusowego, jeśli zamierzał opowiedzieć rzeczy, "jako podali, którzy się im od początku sami przypatrowali i byli sługami mowy", zdaje on nam tylko sprawę ze swych poszukiwań i ze swych intencyi osobistych, ale nie przeczy przez to działaniu Boga, który posługuje się usposobieniem ewangelisty, aby go uzdolnić do objęcia i napisania przedmiotu, stanowiącego treść Ewangelii. Tak samo Duch Św. pobudził autora drugiej księgi Machabejskiej do zużytkowania historyi, napisanej już przez Jazona, aby ułożyć księgę natchnioną, mającą odpowiadać zamiarowi bożemu. Kiedy tenże autor, dobiegłszy do mety swego zadania, odwołuje się do wyrozumiałości czytkelników, jego usprawiedliwienie odnosi się nie do rzeczy samych, które opowiedział pod natchnieniem Ducha Św., lecz do sposobu mniej lub więcej udatnego w jaki je wysłowił. Verbum formale, nie potrzebuje usprawiedliwiań, lecz tylko verbum materiale, będące dziełem człowieka, któremu Bóg tylko asystuje (t. j. czuwa nad nim) nie dla tego, aby to, co napisze, osiągało szczyt doskonałości, lecz aby oddawało wiernie myśl bożą.

3. Ale cóż powiedzieć, jeżeli niedoskonałość zdaje się dosięgać samejże myśli? Możnaż przypisywać Bogu, nieskończenie wielkiemu i doskonałemu, te drobnostkowe szczegóły, te rzeczy niemal trywialne, które się spotyka na wielu miejscach Biblii? Jestli godną Boga rzeczą zajmować się psem Tobiasza, płaszczem św. Pawła, zostawionym w Troadzie, pomieszczeniem, jakie tenże Apostoł spodziewa się znaleźć u Filemona, troskami, jakie wywołuje zdrowie Tymoteusza i t. p.? Niewierzącym, którzy występują z tą trudnością, moglibyśmy poprzestać na odpowiedzeniu ze św. Hieronimem: jeśli ci ludzie nie wierzą, że te drobiazgi pochodzą z tegoż źródła co i rzeczy wielkie, Powinni mi wskazać innego także stwórcę mrówek, much, szarańczy; innego niebios, ziemi, morza i aniołów" (In epist. ad Philem. Prooem.). Dodajemy, że obecność tych drobnych szczegółów, w listach św. Pawła na przykład, stanowi bardzo przekonyający argument na rzecz ich autentyczności: gdyż nigdy fałszerzowi nie byłoby przyszło na myśl wtrącać podobnych rzeczy w dzieło podrobione. Sama już ta użyteczność, przewidziana przez Ducha Św., mogła być pobudką dla Jego mądrości do objęcia natchnieniem omawianych szczegółów. Zresztą nie przystoi człowiekowi domagać się, aby mu jego Stwórca zdawał sprawę ze swych czynności.

4. Powiadają jeszcze: niepodobna, by Bóg miał być autorem zdań błędnych, niemoralnych, sprzecznych; Biblia zaś przepełniona jest tego rodzaju zdaniami; nie mogła zatem być natchniona przez Boga przynajmniej w tych ustępach. Skoro zaś pewne miejsca pozbawione są natchnienia, to logicznie sądząc, wypada odrzucić natchnienie wszystkich miejsc pozostałych. Dowody - jeśli wierzyć naszym przeciwnikom - są liczne i decydujące. Tak np. Biblia w wielu miejscach mówi o zjawiskach przyrodzonych wedle teoryi starożytnych, które wiedza nowożytna stanowczo zwaliła. Przykładów naturalnie pełno. Bóstwo w Biblii występuje jako istota okrutna, mściwa i pełna dziwactw; pobudza ludzi do cnoty za pomocą środków poziomych i egoistycznych, a szalony fanatyzm przedstawia jako pełnią doskonałości, dostępnej dla człowieka na ziemi. Nareszcie ilekroć ten sam fakt bywa podawany przez różnych autorów, rzadką jest rzeczą, by w ich opowiadaniu nie było szczegółów sprzecznych: świadczą o tem różnice w cyfrach, podawanych przez Paralipomenon i inne księgi historyczne Starego przymierza, w opowiadaniu Ewangelii o dzieciństwie, cudach, męce, zmartwychwstaniu Chrystusa i t. d.

Stajemy tu wobec trudności, których wyczerpujące rozwiązanie wychodzi po za ramy niniejszego artykułu. Mają one w tym Słowniku swe odrębne miejsca. Wszystko, czego od nas można tu żądać sprowadza się do kilku spostrzeżeń ogólnikowych, otwierających drogę odpowiedziom szczegółowym.

Zarzut, wyprowadzany ze sposobu, w jaki Biblia mówi o zjawiskach naturalnych, miałby pewne znaczenie, gdyby można dowieść, że ona przyjmuje jako objektywnie prawdziwe i rzeczywiste te objaśnienia, które się opierają na teoryach starożytnych. Ale tego nikt dowieść nie zdoła dla bardzo prostej przyczyny: nasze Księgi święte nie mają na celu uczyć nas wiadomości ludzkich, lecz podają nam naukę o Bogu, rozważanym w samym sobie i w stosunku do człowieka. Wszystkie więc systemy naukowe, dotyczące objawów natury, są im zupełnie obojętne. Kiedy więc Duch Św. działaniem swem pobudza pisarza świętego do przytoczenia jakiegoś faktu historycznego, nie rozciąga zazwyczaj swego wpływu na wyjaśnienie tego faktu. Pisarz tedy, pobudzony przez Boga, nie pojmuje danego wydarzenia inaczej; jeno tak jak każdy z ludzi, w których to otoczeniu żyje: do opowiedzenia więc faktu użyje on sposobu mówienia zwykłego, pospolitego, powszechnie używanego. Owóż, ten sposób mówienia, dosłownie wzięty, będzie często niedokładnym z punktu widzenia nauki nowożytnej. W takim wypadku, oczywiście, człowiek popełni niedokładność w sposobie wypowiedzenia myśli podanej sobie przez Boga; ale niedoskonałość w jego wyrażaniu się nie może być żadną miarą przypisywana Duchowi Św., który podsunął myśl, ale nie wyrażenie, który przez swą asystencyę czuwał tylko nad tem, aby to wyrażenie oddawało wiernie myśl bożą. Objaśni to jeden z najgłośniejszych przykładów w zakresie biblijnym. Pierwotne objawienie o dziele stworzenia nastąpiło prawdopodobnie pod formą sześciu widzeń, przedstawiających sześć idących po sobie wielkich epok kosmogonicznych. Te wizye odgraniczały się kolejno po sobie następującą jasnością i przyćmieniem. Zaczem poszło, że skoro okresy widzenia były niejako podobne do dnia i nocy, ich punktom stycznym nadano nazwę wieczoru i poranka. Było rzeczą bardzo naturalną, że prorok otrzymujący objawienie wyobraził sobie ukształtowanie świata, jako dzieło dokonane w ciągu sześciu dni, i że jego opowiadanie przybrało formę zastosowaną do jego w tej mierze przekonania. Mojżesz przekazał nam to opoWiadanie, domyślając się zapewne, że te epoki, nazwane przezeń dniami, były w rzeczywistości okresami niezmiernie długiemi; Bóg zaś, który bliższe oznaczenie tych epok chciał pozostawić dochodzeniu ludzi, nie wpłynął na poddanie Mojżeszowi wyrażenia ściślej określającego rzeczywistość. Nie dopuścił jednak, by pisarz natchniony powiedział wyraźnie, że te dni stworzenia obejmowały podobnie naszym dobom po 24 godziny. W szeregu wieków powszechne rozumienie tego ustępu Biblii, trzymające się najprostszego sensu opowiadania, widziało w nim dni 24-godzinne; lecz postęp umiejętności sprawił, że zaczęto do miejsca tego stosować szerszy wykład, nie tak wprawdzie literalny, to prawda: dający się jednak pogodzić ze słowami tekstu biblijnego. Przedstawimy tu właśnie sposób zapatrywania się na kwestyę wyrażeń w Piśmie św., może nieco ogólnie przystosowany do różnych ustępów Biblii, gdzie tekst na pierwsze wejrzenie zda się pozostawać w sprzeczności z wiedzą.

Niektórzy autorowie, dla rozwiązania stawianego nam tu zarzutu, proponowali inny sposób nierównie radykalniejszy. Utrzymywali, że Bóg, nie troszcząc się wcale o podawanie nam wiadomości przyrodniczych, sposób wypowiedzenia rzeczy przez siebie natchnionych pozostawiał całkowicie człowiekowi; czuwanie boże nad piszącym poręczało li tylko ścisłość historyczną faktu, natchnionego, lecz było obcem zupełnie szczegółom, które są niby jego szatą zewnętrzną. Takie tłómaczenie nie wyklucza z Biblii pozytywnych błędów w szczegółach, które to błędy należałoby przypisać hagiografom, nie zaś Duchowi Św., On je bowiem poprostu tylko dopuszczał, jako rzeczy obojętne odnośnie do objektu swego natchnienia. Tłómaczenie takie nie może nie razić uszu katolickich: atakuje ono bowiem wprost naukę, tak jasno zawartą w tradycyi, że niema absolutnie nic błędnego w Piśmie św. i że wszystko w niem jest dziełem Boga, nieomylnej prawdy. Tłómaczenie takie jest niebezpieczne; gdyż często nader jest trudno oznaczyć granicę dokłaną, gdzie w zakresie natchnienia kończy się działanie boże i zaczyna ludzkie. Dlatego to należy przypuszczać, że asystencya boża ma za skutek uchronienie wyrażeń myśli bożej od wszelkiego błędu, tak iż nic z tego, co twierdzi formalnie pisarz natchniony, nie jest przeciwnem prawdzie. Wszystko, na co się można zgodzić, ogranicza się do tego, że pisarz święty, oddając wiernie myśl bożą, dopuszcza niekiedy w swoich wyrażeniach odbłysk pewnych wyrażeń, tkwiących w jego umyśle po za obrębem natchnienia. Tych wyobrażeń nie wypowiada on jednak formalnie; lecz tylko z jego sposobu widzenia można dostrzedz, że niemi był przejęty. Owoż te wyobrażenia, nie będące wynikiem natchnienia, podzielają losy natury ludzkiej, podległe są wszelkim niedokładnościom; a w szczególności nie przechodzą zazwyczaj po za granice pojęć rozpowszechnionych w epoce, do której należy autor natchniony.

Krom błędu naukowego wytykane bywa Biblii błędne niby pojęcie, jakie ona daje o Bóstwie. Bóg biblijny, powiadają przeciwnicy natchnienia, nie jest tą istotą nieskończenie doskonałą, dobroczynną i mądrą, jakim Go nam przedstawia zdrowy rozum; jest to istota okrutna, zalecająca bez powodu rzeź całych ludów i obejmująca w swem ślepem szaleństwie niewinnych z winnymi; istota mściwa, gotowa zawsze surowo karać najmniejsze uchybienia i z trudnością przebaczająca w rzadkich wypadkach, w których się powoduje łaskawością; istota fantastyczna w swych rozkazach, jak o tem świadczy przepis obrzezania i tysiączne szczegóły drobnostkowe w dziedzinie liturgii starozakonnej, jak świadczy przedewszystkiem dogmat o grzechu pierworodnym, wedle którego całe potomstwo Adama zostaje poddanem karze za winę, w której nie miało najmniejszego udziału. (Prw. Patrice Lacroque, Examen crit. de la religion chrétienne, passim).

Ten zarzut, o ile nie jest rozmyślnie bezbożnym i bluźnierczym, przypuszcza w tych, którzy z nim występują, błędne pojęcie o przymiotach bożych; zdają się oni ignorować najwyższą władzę Boga nad stworzeniami, poczytują niesłusznie klęski i kary w życia doczesnem za złe bezwzględne, gdy tymczasem są one nieraz w ręku Boga narzędziem miłosierdzia; nareszcie, nazywając fantastycznymi przepisy i postanowienia boże, nie rozumieją z jednej strony, że nawet arbitralność przepisu daje jego zachowaniu pewną zasługę, i z drugiej strony, że Bóg do lada warunków, dowolnie wybranych przez siebie, może przywiązywać szafunek darów nadprzyrodzonych do których żadne stworzenie nie może rościć prawa.

Nie należy brać na seryo tych wyniosłych filozofów, którzy pompatycznie głoszą, że człowiek może i powinien czynić dobrze bez żadnego względu na nagrodę wieczną, i którzy dlatego moralność biblijną mianują egoistyczną. Ci mędrcy obłudni, których życie zazwyczaj bywa nawskroś egoistycznem, nie znają, widoczej tej zasadniczej prawdy etycznej: "człowiek, postępujący wedle rozumu, nie może nie szukać swego dobra".

Jeszcze mniej warto słuchać tych, co nie wstydzą się podnosić alarmu na fanatyzm wobec aktów najpodnioślejszego zaparcia się i bezinteresowności, będących owocem nauki Zbawiciela. Można tylko litować się nad ludźmi tak dalece nieszczęśliwymi, lub przewrotnymi, że nic nie mogą pojąć ze świętego uniesienia, poczętego w krzyżu, że drwią i żartują tylko z tego, co po wszystkie czasy budziło podziw i uwielbienie wzniosłych umysłów i serc szlachetnych. Do nich to stosuje się to głębokie zdanie Apostoła: Animalis homo non percipii ea quae Dei sunt. Człowiek cielesny nie pojmuje tego co jest Ducha Bożego [1Kor 2.14].

Pozostaje nam powiedzieć nieco o sprzecznościach, niby to spotykanych w naszem Piśmie św. Zaznaczmy przede wszystkiem, że owe rzekome sprzeczności dotyczą. w ogóle pewnych tylko drobnych szczegłów w opowiadaniu biblijnem. Niektóre znachodzą się rzeczywiście w tekstach, tak jak one do nas doszły, powstały zaś te sprzeczności wskutek ignorancyi lub niebaczności przepisywaczy; przyczem często można łatwo wyśledzić genezę omyłki. W tekstach oryginalnych, wyszłych z rąk autorów świętych, nie może być sprzeczności rzeczywistych, przedmiotowych; gdyż z dwóch zdań sprzecznomównych jedno musi być koniecznie mylne, Pismo św. zaś, będąc dziełem prawdy nieomylnej, nie może obejmować żadnego zdania błędnego. Nieliczni teologowie, przyjmujący nienatchnione obiter dicta w Biblii, zgadzają się bez wahania na to, że w drobnych szczegółach obojętnych w stosunku do głównej treści opowiadania, autorowie święci - nie notując ich pod wpływem natchnienia mogli się mylić i dozwolili tu i owdzie wkraść się nieznacznym usterkom. Lecz opinia ta, jakeśmy wyżej powiedzieli, jest nie do przyjęcia jako zupełnie obca tradycyjnej nauce Kościoła. Na innej przeto drodze należy szukać sposobu pogodzenia ustępów, wydających się niezgodnemi. Jeżeli w pewnych razach egzegetom nie udaje się usunąć wszelkich trudności, jeżeli nie zdołają dać rozwiązania wystarczającego, może to pochodzić stąd, że nam nie jest znana jakaś okoliczność dziejowa, lub wreszcie jakaśkolwiek nie dająca się dostrzedz przyczyna; byłoby zaś w najwyższym stopniu nielogicznem podawać dlatego w wątpliwość dogmat natchnienia; bo kiedy fakt jakiś stwierdzony zostaje za pomocą właściwych dowodów, trudność nawet niedająca się usunąć nie może zachwiać jego pewnością.

W powyższym przedmiocie warto się radzić następujących autorów: